6/29/2016

Martwe korespondencje cz.I

Patrzyłem, jak tworzyła się wielka przepaść, w którą rzucały się moje wspomnienia. Wspomnienia, o które nie dbałem, tak jak o siebie i innych. Myśli, jak ptaki trzymałem w klatce. Czasem w pokoju, czy może w mieszkaniu. Myślałem o tym „To tylko klatka i tylko parę kolorowych ptaków”. Było inaczej. Jak większość z nas w życiu brnąłem wyłącznie przed siebie. Będąc w początkach tej podróży zrodziła się świadomość tego, że ktoś jest obok, że ten ktoś obroni mnie przed każdym złem, że nie będę musiał stawić czoła przeciwnościom. Wyręczałem się ludźmi, z obawy przed przegraną swego życia. Zatracałem przez to wszystko samego siebie. Dążąc do czegoś podświadomie uciekałem od tego jak najdalej. Często nie myślałem… Często się myliłem.. Nie sądziłem, że robię coś źle. Wszystko na końcu podróży wskazywało na to, że jeszcze wiele się muszę nauczyć.
Oto ja, dziś cichy i spokojny. Ogarnięty nostalgią każdej nocy. Patrzący w przeszłość, jak przez dziurkę od klucza. Na wszystko i wszystkich czyhających pod drzwiami mej świadomości spoglądałem bojaźliwie okiem Judasza. Nasłuchujący bicia swego serca, jak nigdy przedtem. Skaczący ze skrajności w skrajność, głupiec z przebłyskami mądrości. Jak promienie słońca przedzierające się po srogim deszczu przez ściśnięte żalem i bólem chmury beztroski i swobody. Nie wstydzę się o tym pisać oraz nie wstydzę się mówić o tym, lecz wstydzę się w głębi swej samego siebie, tego kim byłem, kim jestem i być może nawet tego kim będę. 

6/15/2016

Wieczorna ulewa

Otworzyć powieki, jak kurtynę w teatrze,
By zacząć nowy dzień, by powstał spektakl, 
Choć nie z własnej woli.
Zamknąć powieki, jak obiektyw w aparacie.
Im więcej zdjęć, tym więcej wspomnień.
Choć nie zawsze chcesz pamiętać.
Otworzyć powieki, jak kruche drzwi,
By móc zatrzasnąć je przed czyimś nosem.
Choć intencje, wbrew pozorom, dobre.
Zamknąć powieki, to jak zwolnić oczy z pracy.
Jest już późno, pora spać, koniec zmiany..
Choć pragnieniem nie jest sen.

Upragniona cisza, zagrabia myśli na jeden stos.
Jesieni pora, w każdym miejscu i czasie,
A natura, tak samotna bez udziału człowieka,
Błąka się po jałowej sferze, zawodząc po cichu.

Bezimienne dni nastaną, nieznajome nam miesiące i lata,
Jak bajka z morałem, którą zrozumie tylko dziecko.

Tego właśnie nam potrzeba..

Podmuchu wiatru, co z pozoru podżega ogień,
Przedarcia płótna, z którego wypłynie nadzieja
I nią malowanie każdego następnego dnia.
Mieć na uwadze to, co jest względne
I pamiętać o tym, co nienamacalne.

Unieść powieki, a oczy swe otworzyć.