5/25/2016

Plaza cz.III

Rozmyślając przez długi czas, zatraciła jego poczucie, lecz jak zwykle okazał się on zbędny. Liczyło się dla niej wyłącznie to, że kończy się noc i to, że niechybnie nastanie niebawem ranek, a wraz z nim, kolejny dzień. Działała poniekąd instynktem, wiedziona szczerym, ludzkim uczuciem, chęcią poznania wszystkiego i wszystkich i bycia poznawaną przez wszystkich i wszystko. Dotarło do niej, jak bardzo nie doceniła obecnych w jej życiu bólu i cierpienia. Gdyby nie oni, nie siedziałabym teraz na tej plaży. Wyszeptała to zdanie cichym, przerywanym głosem, ocierając delikatni spuchnięte od płaczu oczy. Wszystko musi do siebie pasować. Wszędzie odnaleźć możemy przeciwieństwa, które tworzą spójną całość. Uzupełniają się nawzajem, tworząc mistyczny ład. Woda i ogień. Zimno i ciepło. Kobieta i mężczyzna. Ja i.. moje odbicie. Słońce ciągnęło ku górze, swymi promieniami delikatnie muskało jej zmarzniętą skórę. Rześka morska bryza poderwała ją z piasku. Z daleka  za nią usłyszała, jakby ktoś ją wołał, odwróciła się, lecz nie ujrzała nikogo. Westchnęła głęboko i zwróciła się w stronę morza. "Już nadszedł czas", zaszeptała do niej fala wpływając na brzeg, opłukując tym samym jej stopy i ciągnąc ją w stronę morza. Dziewczyna zamknęła swe oczy i oddychając głęboko poczyniła kroki w jego stronę. Wchodziła coraz głębiej i głębiej, czując jak jej ubrania nasiąkając wodą stają się coraz cięższe. Kroczyła spokojnie, aż do momentu, gdy nie wyczuła stopami dna, a woda pochłonęła ją całą, nucąc przy tym smutną melodie, która nikła w szumie fal. 

Marionetka

Wieczorami, tak bardzo osamotniona
Siedziałaś na szafce, wsparta o ścianę.
Rankiem złudzeniami przepełniona
Łzą przemywałaś z serca ranę.

Słowa, to nie są tylko w zdaniu wyrazy,
A powietrze nie jest wyłącznie tlenem.
Oglądałaś dotachasz czarno-białe obrazy
I żyłaś będąc swym własnym cieniem.

Obecnie tak wiele zmieniło się na lepsze,
Dzięki wyrwaniu z Twej duszy nici.
Bolało, cierpiałaś, lecz już jest dobrze.
Oboje byliśmy kłamstwem spowici. 
  
Mgła opadła i widzimy już wyraźnie
Świat zakryty dłońmi niewinnych.
Oni mając uśpioną wyobraźnie
Mawiali językiem oskarżonych.  

Puste jest miejsce dziś na szafce
Oraz samotna jest tamta ściana.
Życie, jak długa nić, ma dwa końce.
Poznasz nań, że kochasz i jesteś kochana.

5/24/2016

Plaza cz.II

      Orbitując myślami wokół tematu lustra, patrzyła na fale, które wzajemnie się ścigając gwałtownie wpełzały na brzeg. Z czasem wdrapywały się coraz bardziej w głąb lądu i były tym samym coraz bliżej niej. Czuła, jak piasek z każdą chwilą traci coraz mocniej nagromadzone ciepło i czuła też, że go rozumie. A czy ty mnie rozumiesz? Zapytała cicho, z nutą nadziei, lekko ochrypłym głosem. Nie odpowiedział. Usłyszała jednak cichy szept dochodzący od strony morza. Jakby w szumie fal zaszyfrowane było zdanie, które brzmiało „zostańmy razem”, wypowiadane sylabicznie, a każda część wyrazu przepełniona była stanowczością i niepokojącą życzliwością. To, na co patrzyła do tej pory, zaczęło z wolna tracić swą ostrość. Mgłą zachodziła i woda i niebo, i piasek, i miasto, a po jej policzku ześlizgnęła się samotnie łza. Pomyślała wtedy o uczuciu bezradności, jakie ją kiedyś spotka. O świadomości wejścia, w nazywaną przez wielu z nas, pustkę, lecz jeśli do niej wejdzie, to czy pustka nadal będzie pustką? Piasek stał się już całkiem zimny i wilgotny. Zapadła cisza, którą przerywał tłumiony, nieustępliwy szloch młodej dziewczyny.

5/23/2016

Plaza cz.I




        Siedziała samotnie na brzegu morza. Miasto leżące niedaleko niej zmierzało w objęcia Morfeusza spokojnym, regularnym krokiem. Czuła, że nareszcie może odetchnąć z ulgą. Udało jej się uciec niepostrzeżenie. Gorący piasek, mimo panującego wszędzie mroku, piekł ją pod stopami. Trzymając nogi kurczowo przy sobie, jakby były one wszystkim co miała, wpatrzona była w rozlaną na ogromnej przestrzeni wodę. Chwilami wodziła swym wzrokiem na księżyc, który przeglądał się w ów falującej tafli. Narcyz z tego księżyca. Powiedziała sobie pod nosem uśmiechając się delikatnie, lecz szybko spoważniała i osadziła swój wzrok w morską toń. Zauważyła wówczas, że im mętniejsza woda, tym trudniejsze staje się ujrzeć, choćby własne odbicie. Wzięła głęboki wdech i stopniowo wypuściła powietrze przez ściśnięte lekko usta. To trudniejsze niż myślałam, ale nadal wykonalne. Dodała zadzierając swoją głowę wysoko ku górze. Mimo, iż niebo było całkiem ciemne widać było sunące nieśmiało, poszarpane smugi chmur.





5/21/2016

Puste dni cz.III

Słońce głośno mówi, że złem jest sen, w który coraz częściej zapadają nasze serca. Wszystko dzieje się przez kilka chwil, a mimo to ma wpływ na resztę naszego życia. Gdybyś nie posłuchał gwiazdy, być może nie przekroczyłbyś progu świadomości oraz nie usłyszałbyś, gdybyś nie miał w sobie czystości, tej czystości, którą ma każdy z nas od początku swej życiowej wędrówki.
Wszyscy bowiem słyszymy. Kwestia tego czy przyswoimy informacje zależy od naszego skupienia i chęci. Zechciej usłyszeć i co ważniejsze, zrozumieć. Każdego ranka, każdego popołudnia oraz każdej nocy, śpiesz się powoli. Każdy dzień może być tym pustym. Może, ale nie musi.


Puste dni cz.II

Gdy jesteś już tam, gdzie chciałeś się znaleźć, słońce mówi do Ciebie głośniej. Będąc w budynku patrzysz przez każde okno, nawet z końca sali i kontemplujesz barwy na niebie, zahaczając wzrokiem o dachy domostw, drapacze chmur, kolorowe ściany budowli. Każde dziełko jest na swój sposób piękne, gdyż nasycone jest pojęciem względności estetyki, swej własnej urody. Spoglądając na to wszystko nagle ślepniesz, czując jak świadomość otaczającej Ciebie rzeczywistości opuszcza Cię. Wiesz wtedy, że chcesz o tym mówić, dać upust słowom zachwytu, czy też rozczarowania. Zbudować cząsteczki sztuki przy udziale swych własnych pierwiastków duszy. Nadać nowe znaczenie. Dostrzegasz szczegóły, a w nich drugie dno, które prowadzi Ciebie, jak kochająca matka, gdy byłeś jeszcze dzieckiem, w objęcia pierwotnej harmonii. Chcesz stać się jej częścią i czuć, że ona jest częścią Ciebie.


5/20/2016

Puste dni cz.I


Słyszysz rankiem, jak szeleści słońce pnące się ociężale zza horyzontu po wiosennym niebie i szepcze, byś tak jak ono śpieszył się powoli. Będąc w drodze, pędząc wstęgami dróg do obranego celu swej podróży, obserwujesz jak z wielką prędkością przemykają drzewa za oknem pojazdu, którym się przemieszczasz. Dostrzegasz zlewające się pola uprawne, w jedno ogromne pole. Zostawiasz z premedytacją za plecami obrazy monotonii swego życia. Wszystko wokół się rozmywa tym bardziej, im szybciej przemierzasz wyznaczoną trasę i liczy się dla Ciebie wyłącznie to, co masz przed sobą. Musisz jednak wiedzieć, że będziesz zmuszony w końcu wytracić pęd. Spójrz czasem na zegar. Czas nie jest naszym wrogiem, wykonuje on swoją pracę, więc i Ty wykonuj swoją z rozumem i co najważniejsze, z sercem. Pamiętaj o tym, że jesteś człowiekiem. 
    Jadąc przez wioski, stojące w cieniu wielkich miast, widzisz starych ludzi, którzy nie spuszczają wzroku od pędzącej maszyny, którą podróżujesz. Jakby byli zahipnotyzowani. Czujesz, że mimo ruchu tkwisz w miejscu tak, jak oni, wpatrzony w rozpędzoną karuzele egzystencji, bujany niemiłosiernie na huśtawce nastrojów. Spokojnie oddychasz z ulgą, gdy jesteś bliżej ziemi, podczas pobytu na tym ogromnym, rozpędzonym diabelskim młynie i przestraszony i bezradny, będąc w najwyższym jego punkcie. Z reguły tak postrzega się życie. Cykl, który się otwiera i zamyka. Względność wielu spraw i bezwzględność w początku i końcu istnienia.




Retrospekcje z kawiarenki

Wziąłem pierwszy łyk gorącej kawy i pamięcią cofnąłem się do pewnego intrygującego momentu, gdy jeszcze podróżowałem. Pamiętam dokładnie, jak szedłem ulicami miast i wsi, wiele razy widząc ludzi, którzy patrzyli zbyt długo pod nogi i tych, którzy zbyt wysoko zadzierali swą głowę. Wśród nich ujrzałem osoby wyobcowane przez wszystkich i przez wszystko. Czułem, jak łkają ich zbolałe serca. Towarzyszyła im również ciągnięta za nimi, niczym mosiężna kula, samotność, zaczepiona o ich zbolałe nogi. Jakby byli więźniami, skazańcami, których wyróżniał wyraźnie słyszalny odmienny rytm serca. Nie dawali jednak o tym nikomu znać i szli dalej tak, jak cała reszta ludzi i ja również szedłem razem z nimi. Chciałem okazać im empatie, czułem bowiem to samo. Nie mogłem wtedy jednak uczynić zbyt wiele. Zamknąłem oczy i po raz kolejny napiłem się kawy. 
Pomyślałem wtedy, iż gdyby porównać życie człowieka do tej mętnej kawy, którą spijam z filiżanki, prawdopodobnie Ci wyobcowani i samotni ludzie uchodziliby za sól, którą jakiś szaleniec do niej wsypał sprawiając, że ma gorszy smak. Nic bardziej mylnego. Każdy z nas byłby ziarenkiem cukru, lecz tylko Ci, co miłują prawdę dostrzegliby wiszące od wieków nad każdym z nas ostrze sprawiedliwości.
Życie według mnie smakuje tak, jak kawa, bowiem ma dominujący gorzki smak, lecz nie należy się go w żaden sposób wypierać. Potrafisz czuć człowieku, więc nie ukrywaj swej prawdziwej natury, bo nim się obejrzysz zatracisz ją i zlejesz się z tłem obrazu ludzkiej pychy i arogancji. Malowidłem stworzonym po to, by swym kiczowatym wyglądem rozbijał, jak ciskany z premedytacją kamień, okna naszej duszy.
Zapamiętaj mój drogi człowieku, że w grze przeciwieństw nie ma zwycięzców. Pewnego dnia Ty, ja, jak i cała reszta wszechrzeczy, przepadniemy i kto wie, może ponownie zostaniemy wrzuceni, jako nowe ziarna cukru, do innej pełnej tajemnic i dziwów,  filiżanki.